sobota, 10 listopada 2012

Bo każdy AKowiec ma coś z husarza...

Chciałem w drugim wpisie tego bloga opowiedzieć o moim dziadku Tadeuszu Polaku. Zanim umarł rodzice przynieśli mu mnie pokazać, więc można powiedzieć, że spotkaliśmy się i pożegnaliśmy. Babcia umarła dwa lata później, więc większość z tego co wiedziałem o nim, pochodziła z opowieści mamy lub wujków lub cioć. Nie było tego za dużo, a jeśli już to oczywiście wspominali dobre chwile, każdy bowiem pamięta momenty, kiedy był szczęśliwy, a o innych stara się zapomnieć. Ja nigdy szczególnie jakoś nie wypytywałem, czego dzisiaj żałuję. Ale może po kolei.

Pamiętam, jak bylem mały, jeszcze za komuny, ludzie dużo opowiadali o wojnie. Z najciekawszych historii pamiętam opowiadaną co roku o spalonej stodole. Nasza wioska, Sądkowa w 1944 znalazła się na linii frontu. U nas stali Rosjanie, a z trzech stron Niemcy. I jak to na froncie strzelali do siebie, ale też ostrzeliwali budynki, aby zniszczyć przeciwnikowi potencjalne miejsca obrony. Któregoś dnia w nasz dom(zbudowany 1936) uderzył pocisk zapalający. Trafił w okno komory, przeleciał przez to pomieszczenie, przebił drzwi, przeleciał przez sień, trafił w kolejne drzwi, wpadł do pokoju(obecnej kuchni) i wyleciał kolejnym oknem.  Wiem że to nieprawdopodobne, ale jedne z tych drzwi wciąż są u nas w domu i widać miejsce, gdzie deska jest połamana i wstawiono tam inną. Ten pocisk następnie przeleciał jeszcze piętnaście metrów i trafił w stodołę, która spłonęła, a na miejscu jej dziś jest mały przydomowy ogródek.

Inną historię usłyszałem kiedyś podczas żniw w nowej stodole, stojącej na innym miejscu, wybudowanej po wojnie. Wujek Staszek, syn dziadka, podczas pracy, zmęczony w pewnym momencie otarł pot z czoła i powiedział: A wiesz, że tutaj jest zakopany karabin i amunicja?(jakoś tak) Miałem wtedy może z dziesięć lat więc nie pytałem, co,  jak i dlaczego. A wujek nie chciał za dużo mówić, to przecież ciągle jeszcze była komuna. Choć nie pamiętam w sumie, co dokładnie mówił. Czy to był karabin, czy skrzynia z karabinami. Miesza mi się to już we wspomnieniach. Szwagier wujka musiał po wojnie wyjechać aż do Torunia. Jak się mówiło, należał do AK i komuniści, gdyby to odkryli wsadziliby go do mamra. Nasz rejon dla szwabów był bardzo ważny, bo wydobywali tu ropę naftową. Do dziś stoją szyby, a przecież paliwo było tym, co nie jeden raz zatrzymywało niemieckie czołgi w marszu. Nic więc dziwnego, że zapomniane obecnie Podkarpacie, wtedy było oczkiem w głowie nazistów. Więc i dla AK to był ważny ze względu na akcje sabotażowe rejon.

Któregoś dnia wybrałem się do biblioteki w Jaśle, chcą czegoś doczytać o ruchu partyzanckim w rejonie. Panie odesłały mnie do czytelni, a tam dostałem do ręki książkę "Ruch oporu w Beskidzie Niskim". Wertowałem ją sobie i nagle trafiłem na stronę ze składem dowódców Batalionów Chłopskich, które po 1943 weszły do AK. A tam jako organizator siatki był wymieniony mój dziadek. T. Polak z Sądkowej. Nazywało się to Trójkami Gminnymi Rocha. Możecie sobie wyobrazić w jakim byłem szoku. 32 lata życia bez świadomości, że miałem dziadka w AK i to w dodatku na stanowisku organizatora ruchu oporu.

Wróciłem do domu i zacząłem śledztwo. Mama najpierw nic sobie takiego nie przypominała(najmłodsze dziecko) ale potem zaczęła łączyć fakty. W domu to był temat tabu. Ktoś dziadka gdzieś po wojnie przy jakimś sporze postraszył wysłaniem na białe niedźwiedzie" i od tego czasu na ten temat nikt u nas nie mówił. Wszyscy wiedzieli, nikt nic nie mówił. Czasem tylko opowiadali historię, jak dziadek, który w czasie wojny był zastępcą wójta, spił kiedyś Niemców. Przyjechali do nas po chłopów na roboty przymusowe. Wójt uciekł, bo przecież jak wyznaczyć ludzi których się zna do takiej pracy, pozostał mój dziadek. Od słowa do słowa spił Niemców i zalanych odesłał z kwitkiem. To była jedyna wojenna historia z nim jaką znam.

Prowadziłem więc dalsze poszukiwania i dowiedziałem się kolejnej ciekawej historii. Szwagier wujka Staszka, ten, który uciekał po wojnie do Torunia, nigdy nie opowiadał o swojej przeszłości w AK. Przyjeżdżał do rodziny do naszej wioski co roku, ale o przeszłości opowiedział tylko raz. I ta historia pozwoliła mi odkryć, dlaczego tak mało wiedziałem. Po wojnie dziadek Tadeusz, wujek Staszek i jego szwagier Jan Gancarz ukrywali broń pochodzącą ze zrzutów angielskich. Nie wiem nawet czemu, czyżby liczyli na trzecią wojnę światową i odzyskanie niepodległości po kolejnej Burzy? Broń była zamurowana w piwnicy wujka Staszka, w zagłębieniach sklepienia łukowego sufitu tej piwnicy. Którejś nocy, chyba już w latach sześćdziesiątych, przed remontem tamtego domu. wydobyli ją (skrzynie?) pakunki? ) i zakopali w trzech rożnych miejscach. Jedną część na łące pod laskiem, drugą na ogrodzie wujka Staszka, a trzecią obok mojej nowej stodoły. Przypomnijcie sobie teraz opowieść o tym karabinie/skrzyni z amunicją, którą usłyszałem w dzieciństwie. Dowiedziałem się więc, co to jest gdzieś do dziś zakopane u mnie niedaleko domu.

Skąd ta broń? Ze zrzutów, jakie dla jasielskiego obwodu AK wysyłali Brytyjczycy w ramach przygotowania do Burzy. W rejonie lasów w Warzycach, Sieklówce i Bieździedki, 7km na północ od stacji kolejowej Jasło zrzucano zasobniki z bronią. Miejsce zrzutu miało kryptonim "Jaskółka". Pierwszy udany zrzut w nocy z 9 na 10 kwietnia 1944 roku. Potem ta broń ukrywano po domach, wiem też, że transportowano ją do lasów około 25 km na południe od miejsca zrzutów do magazynu partyzanckiego. Karkołomna operacja, którą trzeba było robić na furmankach pod nosem Niemców.

Jeszcze niestety dużo rzeczy nie wiem. Nie wiem czy dziadek brał udział w Burzy. Ludzie, którzy powinni wiedzieć już nie żyją. Ci, którzy jeszcze żyją nie wiedzą. Front stał w wiosce, więc ludzi wysiedlono. Ale czy był z nimi dziadek? Jeśli tak to służył w 22 Dywizji piechoty AK, 5 pułku strzelców podhalańskich(AK odtwarzało te przedwojenne struktury) w 2 batalionie placówki AK Tarnowiec Turkawka dowodzonej przez ppor. Władysława Dąbka ps Łado.Batalion dysponował 200 żołnierzami z placówek Jasło, Tarnowiec, Kołaczyce. 5 psp stoczył około 40 walk i potyczek.

Wiem jeszcze, że dziadek miał pseudonim Śmiały. I że po wojnie, jeden z jego kolegów z BCH chciał mu wyrobić jakieś partyjne papiery kombatanckie, ale dziadek odmówił.

Dlaczego taki tytuł? Bo dzisiaj bardzo popularne jest sięganie do tradycji husarii, co jest rzeczą chwalebną. Ale w naszej historii nie tylko czasy husarii są powodem do dumy. Podejrzewam, ze wiele osób, jeśliby poszperało w przeszłości, mogłoby znaleźć wiele takich historii i życiorysów. A przecież, żeby trzymać broń ze zrzutów tyle lat po wojnie, to trzeba było miec naprawdę ułańską(husarską) fantazję.

Kiedyś ją wykopię.

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wpis. Przeczytałem z zainteresowanie i ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że opisujesz również moje rodzinne tereny.

    Temat bardzo mnie interesuje, ponieważ mój wujek też działał w AK. Antoni Holik ps. Gazda, początkowo był oficerem dywersji w OP-15, czyli oddziale krośnieńskim. Dowodził patrolem przy akcji zdobycia broni z jasielskiego "Gamratu".

    Może zainteresuje Cię książka "Kapitan Holik mówi...", opisuje ona działania podkarpackiego AK z naciskiem na nasze tereny. Ciężko ją dostać, jednak możesz sprawdzić w bibliotekach. Może uda się też gdzieś dostać w internecie.

    Tak wygląda okładka: http://img18.allegroimg.pl/photos/oryginal/27/23/70/34/2723703419

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko uda mi się gdzieś ją zdobyć to na pewno mnie zainteresuje. A o Twoim wujku pisze w swoich książkach Grzegorz Ostasz, historyk z Rzeszowa, zajmujący się tą tematyką. Na studiach miałem z nim zajęcia, ale nic wtedy o tym nie mówił, a ja prawie go nie pamiętałem. Dopiero jak mi w ręce wpadła jego książka "Podziemna armia" to skojarzyłem, no i dowiedziałem się tego i owego.

      Usuń
  2. Super się to czytało i to moje tereny. Jakby Pan to kiedyś czytał to fajnie byłoby się spotkać i porozmawiać , pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń