CDO czyli Collateralized dept obligations, to jedne z papierów wartościowych opartych na długu. CDO jednak obierają się głównie na hipotekach i dlatego odegrały największą rolę w kryzysie jaki wybuchł w roku 2007-2008. CDO były uzależnione od ceny mieszkań, gdy ta spadała, stawały się bezwartościowe.
Do lat dziewięćdziesiątych rynek amerykański był zabezpieczony przed ryzykiem spekulacji na długu przez ustawę Glass-Steagall Act, która zabraniała łączenia bankowości depozytowej i inwestycyjnej. Zmianę przyniósł rok 1990 i ustawa Gramm-Leach-Billey Act dająca takie możliwości i pozwalająca na bankom udzielać pożyczek, a następnie sprzedawać je na rynku wtórnym jako papiery wartościowe. Nazywa się to sekurytyzacją, czyli zamiana pożyczek w płynne aktywa. Do 2001 oku nie było to groźne, bowiem rynek bankowy był stabilny i nie dążył do spekulacji. Ale gdy w tym roku stopy procentowe obniżono poniżej poziomu inflacji wszystko się zmieniło. Nagle udzielanie pożyczek stało się opłacalne, ale bankom nie starczało środków na kolejne pożyczki. Dlatego też zaczęły masowo tworzyć papiery MBS czyli Mortgage backed securities. Były to po prostu papiery wartościowe, z których zyski pochodziły ze spłacanych pożyczek. Dopóki pożyczki były spłacane wszystko było w porządku. Gdy jednak zbyt duża liczba pożyczkobiorców miała problemy finansowe, to MBSy stawały się śmiertelna pułapką finansową dla ich posiadaczy.
CDO, podobnie jak MBS, były papierami pochodnymi ABS (asset backed securities). Opierały się na cenach mieszkań i ich hipotekach. Dodatkowo były zdeterminowane przez przez wyniki portfela obligacji i jeśli te były słabe, to i CDO przynosiły mierne zyski. CDO były więc obietnicą wypłaty zysków z pożyczek, o ile takie zyski pojawiłyby się. CDO były zwykle dzielone na transze o różnym stopniu ryzyka. Jednak po wybuchu kryzysu okazało się, że agencje ratingowe nie potrafiły właściwie ocenić tych papierów i często bezwartościowe, niespłacalne grupy pożyczek dostawały rating AAA. Co więcej, najgorszej jakości transze, które nie znalazły nabywców, były przez spekulujące nimi banki łączone w inne papiery wartościowe i często oceniane przez agencje jako papiery o stopniu ryzyka AAA. Przed kryzysem CDO były więc uznawane jako pewne i bezpieczne źródło dochodów, później zaś okazywało się że są praktycznie bezwartościowe.
CDO były bardzo przydatne dla banków. Dzięki nim mogły uwolnić kapitały zamrożone w pożyczkach i udzielać kolejnych, co przynajmniej na papierze zwiększało ich zyski. Banki tworzyły spółki-córki, które zajmowały się operacjami na CDO. Odkupywały je od banków i sprzedawały dalej. Prawdopodobnie nikt się nie zorientował w bezwartościowości Collateralized dept obligations, bo ich wartość była bardzo trudna do obliczenia. Były bowiem oparte różnego rodzaju pożyczkach hipotecznych, udzielanych dodatkowo różnym klientom. CDO mogły być oparte na hipotece regularnie spłacających raty zamożnych obywateli i w tej samej puli mogli być kredytobiorcy NINJA (No
Income, No Job, No Assets czyli bez dochodu, bez pracy i bez zabezpieczenia). Wyliczenie więc, czy przyniosą zysk czy stratę było chyba niemożliwe. Warto jeszcze dodać, że o ile kapitał banków musiał być na poziomie 8%, to już spółki-córki miały zabezpieczenia średnio na poziomie 2%. Wiele z nich zbankrutowało, gdy ceny mieszkań zaczęły spadać, a one posiadały bezwartościowe papiery CDO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz