sobota, 7 grudnia 2013

Czołg BDR G1 B w WOT - Poradnik jak grać

BDR G1 B to w World of Tanks jeden z nielubianych czołgów i poradników na jego temat prawie nie ma. Moim zdaniem także tym czołgiem można bez większej frustracji miło pograć, o ile zrozumie się czym ta beczka jest. Bo BDR G1 B to beczka, wolna i słabo opancerzona. Jeśli za losuje nas jako jeden z 4 najsilniejszych czołgów, wtedy nasza drużyna ma zmniejszoną szansę na wygraną. Ten czołg, choć klasyfikowany jako ciężki, to powinien być traktowany jako niszczyciel czołgów i pojazd wsparcia. Walka BDR na pierwszej linii to męką i katorga i bardzo szybko kończy się dla nas śmiercią. Dlatego też zasada nr 1 brzmi - nigdy w pierwszej linii.




Zacznę od dwóch zalet, które sprawiają, że BGR G1 B jest czołgiem znośnym i całkiem przydatnym, bo przecież nie dobrym.

ZALETY

-Ten czołg zarabia. Naprawa w pełni zniszczonego czołu to 3-4K, ammo tania, więc nawet jak się utopisz na początku to wyjdziesz na swoje. Dziś miałem kilka bitew przegranych, gdzie zarobek wynosił po 5k na plus, a najlepsza zwycięska dała mi 19K zarobku przy naprawie za 4K. Jeśli więc zginiesz w tym czołgu i ogarnie cię złość i frustracja, to pamiętaj, że kasę na inne czołgi zgromadzisz tym G1 bardzo łatwo.

-Druga wielka zaleta to najlepsze działo 5 tieru - 90mm DCA 30. 240 uszkodzeń przy penetracji 135mm to tak jakbyś cały czas bił złotymi pestkami z krótkolufowych dział. Celność tego działa to 0,4 więc też w porządku. Starczy w bitwie trafić 4-5 razy i jesteś w topie uszkodzeń zadanych przez drużynę albo nawet numer jeden. Strasznie mocne działo, żadne inne nie ma takiego walnięcia na 5 tierze.Dla tego działa najlepsze są otwarte plansze, gdzie można nim zdrowo pokiereszować wrogów, o ile jesteśmy w drugiej linii, schowani w krzakach i campimy. Tylko sowiecka 85mm D5S-SU85BM jest od niego lepsza, ale przecież to niszczyciel czołgów i z założenia ma mieć lepsze działo. Na czołgach 5 tieru nie znajdziecie nawet porównywalnego działa. To największa zaleta BDR G1 B.

WADY

Jest ich tysiące. Pancerze to masło. Jeśli coś się odbije to tylko do przodu wieży, w kadłub wchodzi wszystko. Czołg jest powolny, ma słaby obrót wieży, średni zasięg widzenia. Dziwna wieżyczka na wieży sprawia, że jest bardzo wysoki. Beczkowaty kształ kadłuba z boku i papierowy pancerze sprawia, że łatwo w nas trafić. 650 punktów życia to dość sporo, ale wejdzie w ciebie wszystko. Arta potrafi go zmieść jednym strzałem . Wieża się często blokuje. I tak dalej, i tak dalej.

Osobną i dość specyficzną wadą, są moim zdaniem często urywające się gąsienice w mieście. Wychylam się zza rogu, czołg mi wyszedł w ok. 1/3 i trach. Stoję i czekam, aż mnie dobiją. Dlatego bardzo ważne jest aby zza rogów się nie wyłaniać, bo to duża szansa na śmierć. Urwą nam gąsienice a potem będą trafiać po 100hp i po nas. To dość specyficzne dla tego G1, ale wynika chyba z beczkowatego kształtu i wysokich gąsienic oplatających kadłub. Pamiętajcie więc o tym, bo mnie szczególnie irytują sytuacje, gdy przeciwnikowi zostało 50hp, muszę go tylko trafić i nagle taki klopsik. Więc do wroga zawsze przodem, niech trafia w kadłub.

TAKTYKA

Walcz z ukrycia. Kup siatkę, kamuflaż, załogę szkol w tym kierunku jakbyś był niszczycielem czołgów. Wróg ma do Ciebie jechać nie ty do niego. Ukryj się w krzakach i wspieraj walczące na pierwszej linii czołgi. Stój za nimi 200-250 metrów albo i więcej w zależności od sytuacji. W mieście nie pchaj się do przodu, bo zginiesz. Walcz raczej w grupie i strzelaj rozsądnie, dobijając wrogów, bo 240 średnich obrażeń to dość sporo i niejeden uszkodzony czołg zejdzie, gdy go trafisz. Kolejną wadą jest czas przeładowania 90mm działa. Strzel i czekaj, więc prosi się o dosyłacz przy grze na dłuższą metę. A warto bo ten czołg zarabia i to sporo.

SZKOLENIE

Chyba żarówka dla dowódców i kamuflaż dla reszty. Nie wiem, więc nie dam dobrej rady. Idżcie za instynktem. Ja wybrałem żarówkę, kamuflaż i naprawę.

NIE TAKIE ZŁE SĄ FRANCUSKIE G1

Tu macie screen z świeżej bitwy, gdzie nasze dwa B1 wygrały na Komarynie.  Grałem ją 3 minuty temu. Ja byłem scoutem i niestety na pierwszej linii, nie było wyjścia. Najpierw grałem na lewej, potem powoli pojechałem na prawą. Drugi G1 strzelał z wyspy. Ich KW padły, nasze dały ciała, bo jeden zginał a drugi się (!) wylogował po 3 minutach. Bitwa trwała ok 10 minut. Może ją kiedyś wrzucę na YT to zrobię link. Zarobiłem 588 doświadczenia, 17,5k kredytów. Naprawa kosztowała 1,5k, tyle samo amunicja.Jak widać i BDR G1 ma swoje dobre strony.




PODSUMOWANIE

Jeśli potraktujesz ten czołg jako pojazd wsparcia z drugiej linii, to będzie się nim grało całkiem przyzwoicie. Oczywiście jest słabszym czołgiem 5 tieru i nie spodziewaj się po nim cudów. Ale zarobi na siebie i jeszcze pozwoli kupić droższe czołgi, czy sfinansuje bitwy 10 tieru, zatem nie ma co narzekać. Poradnik beczki BDR G1 B z WOT czas zamknąć ;)






piątek, 6 grudnia 2013

CDS (Credit default swap) albo swap kredytowy

CDS (Credit default swap) są to ubezpieczenia papierów wartościowych opartych na hipotekach. CDS jest więc swoistego rodzaju zabezpieczeniem przed stratami z takich papierów, z których zysk pochodzi od spłaty zadłużenia. Przeważnie są to papiery typu CDO (collateralizet dept obligations).

Podczas kryzysu z lat 2007-2008 swapy kredytowe doprowadziły do bankructwa AIG i kłopotów innych ubezpieczycieli, ponieważ ta firma dość beztrosko i na niskie stawki, ubezpieczała papiery wartościowe z grupy CDO. W sytuacji, gdy ich wartość spadła prawie do zera, AIG nie było w stanie wypłacać tak wysokich odszkodowań i pokryć strat, tak jak się zobowiązało.

Swapy kredytowe były zabezpieczeniem, które miało jedynie pokrywać straty, nie było gwarancją zysku. Przykładowo, jeśli ubezpieczyliśmy pulę CDO o wartości 100 milionów dolarów i ona wygenerowała na końcu stratę w wysokości 2 milionów, wtedy ubezpieczyciel wypłacał nam 2 miliony dolarów. Teoretycznie więc traciliśmy tylko kwotę, jaką corocznie płaciliśmy na ubezpieczenie (np. 3 miliony). Jednak w praktyce wartość papierów opartych na hipotekach spadła podczas kryzysu do zera i ubezpieczyciele nie byli w stanie wypłacić tak wysokich odszkodowań.

CDS (Credit default swap) były odsprzedawane przez banki i instytucje finansowe zainteresowanym nimi funduszom headgingowym, które liczyły na załamanie rynku obligacji hipotecznych. W efekcie tej lekkomyślnej polityki, banki traciły znacznie więcej podczas kryzysu niż powinny, a skupujące CDSy fundusze zyskiwały wypłacane odszkodowania. Zysk tych funduszy był więc pomniejszany jedynie o coroczną stawkę ubezpieczenia CDO. Przykładowo Scion Capital LLC, którego szefem był Michael Burry, zarobił w ten sposób sto milionów dla właściciela i ponad siedemset dla inwestorów.

CDS (Credit default swap) są obciążone ryzykiem spekulacji, bowiem posiadaczom CDO może zależeć na obniżaniu wartości ubezpieczanych CDO i mogą rozpowszechniać nieprawdziwe plotki dotyczące kondycji CDO, dlatego swapy kredytowe są w USA monitorowane przez International Swap and Derivates Association(ISDA), która ma dbać, aby credit default swaps spełniały wszystkie standardy.

wtorek, 3 grudnia 2013

Bóg, Stary Testament, okrucienstwo, milczenie

Wiele razy czytałem idiotyzmy ateistów na temat Starego Testamentu, ludzi którzy na podstawie swojego przekonania oskarżają Boga o okrucieństwo i wyciągają z tego czy tamtego fragmentu coś, co niby świadczy o Jego winie. Nie zgadzam sie z nimi i nigdy się nie zgodzę. Starczy się wgłębiać w ST i nie stawiać założenia że szukam tego czy tamtego, a otwiera się przed osobą która szuka, drugie dno.

W Księdze Ezdrasza jest opisana taka historia. Żydzi po niewoli babilońskiej, zabierają rodziny, przybytek i wracają do Jerozolimy. Ale na miejscu do Ezdrasza odzywa się Sekemiasz, który mówi że zgrzeszyli ciężko przeciwko Prawu, cześć z nich na wygnaniu wzięła sobie żony obcoplemienne. Bóg przecież zakazał tego robić Żydom. W Prawie pisze, że nie wolno, bo żona nakłoni męża by oddawał cześć obcym bogom a nie Jahwe. I w istocie tak było. Choćby żona króla Salomona u schyłku życia nakłoniła go do oddawania czci bałwanom.

Dwudziestego dnia dziewiątego miesiąca cały lud zebrał się w Jerozolimie drżąc z powodu sprawy i z powodu deszczów. Sporządzono listy winnych, ich żony a czasem synów oddalono. Wygnano, gdyby ktoś nie rozumiał.

To okrutne prawda? Ateista miałby tu racje. Wyganianie było bardzo okrutna karą za wykroczenie. Ciężko nawet wyobrazić sobie cierpienie mężów, żon, dzieci. Ich ból wskutek rozłąki. Księga Ezdrasza zawiera długą listę mężczyzn, którzy musieli oddalić żony. Bracia Maanasejasz, Elizer, Jarib, Gedaliasz. Izmael. Malkiasz. Abdi. Zabadam. Urel. Joel. I wielu, wielu innych.

Okrutne Prawo okrutnego Boga, powie ktoś. Ale przejrzyjcie całość tego tekstu i zobaczcie jak reaguje na ich czyny Bóg? Cały rozdział 10 Ezdrasza milczy. To dziwne zachowanie jeśli porównamy z innymi fragmentami. Zwykle Bóg jest ze swoim ludem, piętnuje ich grzechy, mówi do nich osobiście lub przez proroków, karze lub nagradza, pomaga, broni. A tu milczy. Gdzie więc jest Bóg?

Biblia jest bardzo oszczędna w opisy. Rzadko kiedy mamy opisany strój, porę dnia, pogodę, Wydarzenia atmosferyczne prawie nie są opisywane chyba ze mają jakiś wpływ na sytuację. Tak samo jest w tym fragmencie poza... deszczem. Deszcz w innych fragmentach to nagroda dla ludu lub powód strachu apostołów w łodzi w NT. Tutaj na lud zamierzający wygnać te kobiety pada deszcz i Biblia to opisuje. Bóg milczy i zsyła na nich deszcz.

Wile razy w ST ludzie grzeszą bo nie szukają u Boga odpowiedzi co robić, nie proszą o pomoc. Co by powiedział poprzez proroków On na taką prośbę? Wskazał by im sposoby odpokutowania winy. Cenę za wykup człowieka Bóg określił w ilości srebra już dawno przed tymi wydarzeniami. Każdy z Żydów mógł swoją rodzinę wykupić z tego wygnania. Ale nie. Oni woleli sami to rozwiązać. Pokutują więc, radzą, ale Boga nie pytają co robić.

A On już wcześniej im powiedział jak odkupić mają grzech.

Więc zesłał na nich deszcz i milczał. Bo gdyby za każdy grzech miał karać to znowu by poszli na wygnanie. I nie mówi do nich bo chyba w tym momencie był z wygnańcami nie izraelitami. Izraelici Boga nie szukali. Szukali tutaj ucieczki od kary. Widzieli okrutnego Boga, zamknęli przed Nim serce więc tak jak ateiści widzieli Go nie takim jaki jest naprawdę. Każdy grzech wybacza. Kary zsyła łagodniejsze niż być powinny. Nie jest skory do gniewu. Pomaga gdy Go wzywają. Zsyła deszcz na trawy, troszczy się o każdy włos na głowie. Ale też dał wolność i nie zabiera jej gdy chcemy robić coś złego.

wtorek, 19 listopada 2013

Bitcoin - czekam na załamanie kursu, bo to bańka spekulacyjna.

Właśnie przeczytałem o kolejnym wzroście ceny Bitcoinów. Śmieszne to jest, bo przecież jest to klasyczna bańka spekulacyjna i jak to w takim przypadku bywa, wszędzie słychać o Bitcoinach, wszyscy się nimi zachwycają i nikt nie wykazuje nawet odrobiny refleksji.

Tymczasem Bitcoin to tylko nowa forma paierów wartościowych, których kurs w tym momencie idzie w górę, zwiększa się popyt i coraz więcej ludzi chce je mieć. Ale ludzie je kupują, aby na nich zarobić, nie dlatego, że posiadanie Bitcoinów przynosi jakąkolwiek korzyść. Bitcoin nie produkuje niczego. Posiadając jednego Bitcoina nie przybywa mi nic. Owszem kurs się zmienia i dlatego to tylko kolejna wersja papierów wartościowych.

W chwili, gdy skończy się ilość chętnych do nabycia Bitcoiów, a pojawi chęć sprzedaży z zyskiem, okaże się, że nie ma chętnych na kupno. Wtedy tłum idiotów zwyczajnie będzie chciał się pozbyć nawet za niższą kwotę, kurs Bitcoina pójdzie w dół i w pewnym momencie nastąpi kres iluzji. Ktoś gdzieś wystarczająco głośno powie - Bitcoin jest przeszacowany - i zacznie się panika. Każdy, bez wyjątku każdy będzie chciał sprzedać swoje elektrozłoto, ale nikt, bez wyjątku nikt nie będzie go chciał kupić. Bańka pęknie.

Nihil novi sub sole. Bitcoin niczego nowego nie wnosi i skończy tak samo, jak akcje kompanii Missisipi czy CDO.


piątek, 15 listopada 2013

Bóg predestynacja, wolna wola i stworzenie.

Drogie Wykopki. Chciałem Wam zaprezentować pewien problem filozoficzno-teologiczny w uproszczonej i zwulgaryzowanej formie. Mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli nie to wiecie, co robić.

Pytanie: Czy Bóg, znając przyszłość i przeszłość, może stworzyć świat tak, aby wykluczyć poprzez "ustawienia początkowe" przeznaczenie od razu jednych ludzi do zbawienia a innych do potępienia? (Bo przecież tworząc kogoś, wie jaki ten ktoś będzie i jaki tworzy świat, a zatem przyszłe zbawienie lub potępienie może sobie obliczyć przed stworzeniem człowieka)

Mam nadzieję, że wyraziłem się wyżej jasno. Aby poszukać odpowiedzi, użyjmy dwóch prostych metafor.

Pierwsza: Niebo to kanapa. Bóg siada na kanapie i będąc poza naszym czasem ogląda film w tv. Film to nasz świat. W naszym filmie ludzie żyją i umierają. Bóg zna ten film, bo już go widział. Może przewinąć do przodu, do tyłu. Zatrzymać, po godzinie oglądać dalej. Aktorzy to my. Aktor nie wie, że film się zatrzymał. Wydaje mu się, że czas jego filmu posuwa się regularnie do przodu i tyłu. Czas filmu jest różny niż czas kanapy. Bóg od czasu do czasu zmienia coś w filmie. Np. zmienia w 30 minucie, bo widzi, że coś się wydarzy w 33 minucie i tego nie chce. Aktorzy rozgrywają czas od 30 minuty ponownie. To co było we wcześniejszej 33 minucie już się nie dzieje. Rozgrywają ponownie 33 minutę, tylko już inaczej.

W tej pierwszej metaforze Bóg tworzy film, w którym aktorzy tylko grają na scenie. Aktorom wydaje się, że są wolni, ale odgrywają tylko scenariusz. Z góry można wyliczyć, czy będą zbawieni czy potępieni.

Druga metafora. Znowu Bóg siedzi na kanapie, ale tym razem ogląda już nie film, tylko komputerową symulację. W tej symulacji są postacie, ale one nie grają roli ze scenariusza. Komputer ma algorytm losowy, który pozwala postaciom wybierać jak postąpią. Komputer rozgrywa symulacje, a potem czeka. Bóg z kanapy może ją obejrzeć, potem się zastanowić i coś zmienić. Np w 33 minucie chce coś zmienić, więc w 30 minucie do świata symulacji wprowadza nowy element. Wie, że pod jego wpływem zmienią się wydarzenia, ale niekoniecznie swoje nastawienie zmienią postacie. Owszem postacie mogą postąpić wtedy inaczej, lecz ciągle będą decydować swoim losowym algorytmem.

W tej drugiej metaforze algorytm to ludzkie serce. W różnych sytuacjach dobry człowiek postąpi lepiej niż zły. Choć czasami nawet dobry człowiek będzie postępował źle, to jednak sam siebie będzie określał, poprzez swoje "losowe" albo świadome decyzje.

Kończąc. Nie ma żadnego problemu, aby Bóg tworzył świat i ludzi z wolną wolą i bez wyznaczonego z góry przeznaczenia. Jest to możliwe tylko, gdy czas kanapy i czas filmu/symulacji nie są tym samym. To że stworzymy świat, nie oznacza, że wyznaczymy, co będzie na początku i na końcu, oraz że będziemy znać środek. Jednocześnie nasza filmowo/symulacyjna nauka nie odpowie nam nigdy, która z tych dwóch metafor jest prawdziwa. To kwestia nie do zbadania. Należy do dziedziny wiary.

PS: pierwsza metafora to np. poglądy antycznych greków i współczesnych filozofii wschodu. Druga to judeochrześcijański pogląd.

piątek, 8 listopada 2013

Plastry oczyszczające Kinoki to oszustwo - opinie

Plastry oczyszczające Kinoki to oszustwo, co widać gdy zrobimy prosty test. Można go bez problemu wykonać u siebie w domu, nie wymaga to wysiłku. Najpierw pokaże zdjęcia z tego maleńkiego testu, a potem wyjaśnię, jak działa ta kuglarska sztuczka i dlaczego 99 procent osób się da nabrać.

Plastry Kinoki przykładamy do nogi na noc i zaklejamy. Rano są one czarne, co niby ma pokazywać toksyny, które taki plaster Kinoki wyrwał z naszego organizmu oczyszczając go. To informacja dla osób, które nie wiedzą, co to Kinoki.

Ale co się stanie, gdy nie wyciągniemy plastra z folii? Zrobiłem test na kupionych przez moją dziewczynę na Allegro za parę złotych plastrach Kinoki.

1.


Tu widzimy plaster który dokleja do nogi(ten większy) i torebkę papierową, zawierająca różne składniki min. minerały, które w cudny sposób wyciągną z nas toksyny. W folii zabezpieczającej torebkę wykonałem maleńką dziurkę wielkości dwóch zapałek, które wsunąłem do  połowy wgłąb torebki, aby pokazać na zdjęciu wielkość otworu.


2.

Następnie wyciągnąłem zapałki i do folii do środka nalazłem trochę wody. Otwór zakleiłem czarną taśmą klejącą, aby nic już więcej do środka się nie dostało i z niego nic nie wydostało. Prawie od razu poczerniało.


3.




Następnie na moim starym gazowym piecyku położyłem puste pudełko zapałek, a na nim zaklejoną torebkę z wodą. Piecyk palił się bardzo lekko, ogrzewając folię i torebkę wewnątrz. Wszystko to z pkt 1,2,3 zrobiłem ok 22 godziny. Zdjęcia robione z lampą błyskową.


4.

A tu mamy zdjęcie rano o godzinie 9. Widać czarne "toksyny", które Kinoki wyciągnęły z...hmmmm. Znikąd nic nie wyciągnęły. To czarne coś było wewnątrz torebki i po prostu czekało na wodę i ciepło. Zdjęcia bez lampy.

5.



Jeszcze na koniec z ciekawości, zdarłem folie z torebki i wysuszyłem ją na oknie, zdjęcie z godz 15 tego samego dnia. Ale dużo "toksyn".



NA CZYM POLEGA OSZUSTWO KINOKI

Aby torebka się zaczerniła potrzebuje dwóch rzeczy, ciepła i wody. Przyklejamy ją o nogi i ogrzewamy ciepłem ciała. Noga w nocy się poci i dostarcza wodę. Reszta to już kuglarstwo. Na forach można przeczytać zdziwienie osób, które robią kilka, kilkanaście "oczyszczeń" i plaster "wyciąga" tyle samo toksyn pierwszego i ostatniego dnia. Tylko że on nic nie wyciąga i żaden poziom toksyn się nie zmniejsza. Po prostu zachodzi prosta reakcja chemiczna zaczerniająca torebkę w środku, zawsze ta sama, skoro to ta sama noga.


SKŁAD KINOKI CZYLI WYJAŚNIENIE

Chemikiem nie jestem, ale łatwo jest się domyślić, dlaczego to tak działa. Kinoki ma być cudownym lekiem medycyny niekonwencjonalnej. Zawierają minerał Turmalin, który niby to leczniczo działa, co jest kolejnym kłamstwem medyków od New Age. Ale reakcje chemiczne wywołuje grzybek i pożywka.

Grzyb to Agaricus, co brzmi bardzo egzotycznie, prawda? Sęk w tym że to zwykła sproszkowana pieczarka. http://pl.wikipedia.org/wiki/Agaricus

Pożywkę stanowi krochmal i inne rzeczy. Kroschmal to po prostu skrobia. Chitosan , kolejny skłądnik, to  polisacharyd, Cordata to lipa. Jest też wino z drzewa eukalipstusa. Caururusa niestety nie rozszyfrowałem.

I osobną rzeczą są octy dębowy i bambusowy. Działają na skórę nogi, złuszczając naskórek. Ale stosowane regularnie mogą prowadzić nawet do owrzodzeń. Poza tym tu i tak w sieci pisze, że na plastrach pojawiała się krew, więc niektóre osoby miały bardzo cienką skórę i ocet przepalał się przez nią za bardzo. A to już nic fajnego. Ocet i owszem może pozytywnie wpływać w KOSMETYCE na skórę, ale trzeba wiedzieć jaki i gdzie, a to już inna historia.

KONIEC

Plastry oczyszczające Kinoki to oszustwo. Jedyne co oczyszczają to portfel z pieniędzy. Polecam je jedynie fanom placebo.

niedziela, 20 października 2013

Matrix - czyli dlaczego 2 i 3 część jest bardzo słaba .

Witajcie,

parę dni temu był na Wykopie całkiem fajny artykuł, w którym autor usiłował tłumaczyć, że 2 i 3 część Matrixa wcale nie jest słaba i nudna i co tam kto chce niech wpisze. Postanowiłem więc wrzucić parę rzeczy od siebie, bowiem uważam, że nie tylko dwójka i trójka jest słaba, ale to wręcz zupełnie inne filmy, pasujące do jedynki tylko w ogólnym zarysie. Oto moje wynaturzenia dlaczego.

Jedynka jest oparta na Biblii. Stanowi to jedną z kilku podstawowych warstw interpretacyjnych, ale najważniejszą IMHO. Innymi jest nawiązanie do Alicji w krainie czarów, cz do wschodniego mistycyzmu, o czym później. Dlaczego tak?

Neo to Jezus.
    -You're my savior, man. My own personal Jesus Christ. słyszy Neo gdy otwiera drzwi swojego mieszkania
    -Neo poświęca swoje życie, umiera i zmartwychwstaje ratując Morfeusza.
    -Płyta Nabuchodonozora nosi napis "Mark III nr 11". W Ewangelii Marka r. 3 wers 11 mamy "Nawet duchy nieczyste na Jego widok padały przed nim  i wołały <<<Ty jesteś Syn Boży>>>" (znalazłem w sieci
! http://www.thethinkingatheist.com/forum/Thread-Religion-in-the-Matrix-Neo-is-basically-Jesus)
    -Jezus był kuszony na górze, Neo jest kuszony przez Smitha na początku filmu.
    - Neo jak Jezus na końcu wznosi się do nieba

Trinity to po polsku Trójca, Holy Trinity to Trójca Święta (Neo, Morfeusz, Trinity)

Morfeusz to Bóg-Ojciec
    -Morfeuszu, byłeś dla nas nie tylko przywódcą, ale i ojcem. Będzie nam ciebie brakowało. - mówi Tank, gdy Morfeusz prawie zostaje odłączony od sieci aby nie wydać kodów do Syjonu

Cypher, główny przeciwnik Boga-Ojca to po prostu LU-Cypher czyli Lucyfer

No właśnie Syjon czyli żydowska ziemia obiecana. Żydzi do niej tęsknili, bowiem byli na wygnaniu. Bohaterowie w jedynce tęsknią za nią bo jeżdżą po kanałach i jej nie widzą.

Trinity spotyka się z Neo pod mostem Adama.

Nabuchodonozor to król babiloński, znany przede wszystkim z Biblii bowiem zdobył Jerozolimę, co się skończyło dla Żydów wygnaniem.

Pierwszy Matrix był rajem. Ludzie go odrzucali jak Adam i Ewa odrzucili raj, bo zjedli owoc.

Wyrocznia jest po prostu prorokiem, który głosi nadejście Mesjasza. Nigdzie nie ma w filmie odpowiedzi- analizuje czy ma dar wieszczy.

Jest tam jeszcze trochę innych aluzji, ale zostawmy je już. bo sądzę że większość z Was się ze mną zgodzi. Jednak jedynka jest też bardzo negatywnie nastawiona do tradycji chrześcijańskiej.

Morfeusz: Matrix jest wszędzie, otacza nas ze wszystkich stron. Nawet tu i teraz. Widzisz go wyglądając przez okno i włączając telewizor. Czujesz, gdy idziesz do pracy, czy do kościoła, gdy płacisz podatki. To świat, który postawiono ci przed oczami, by przesłonić prawdę.

Zobaczcie że jeden raz pojawia się w kościół i jak negatywnie jest przedstawiony?

Znowu agent Smith mówi słowa żywcem wyjęte z filozofii New Age, głoszącej kres chrześcijaństwa i nastanie Ery Wodnika
    -Wyjrzyj przez okno. Wasz czas już przeminął. Przyszłość należy do nas. Nastała nasza era.

Z braku czasu skończę i ten wątek i zabiorę się teraz za dwójkę i trójkę.

---------------------------------

Tu też można zauważyć aluzje biblijne, ale mało znaczące i nieliczne.

Neo idąc do wyroczni napotyka Serafina. Walczy z nim, co jest jedną z wielu świetnych scen akcji. Ale Serafin to przecież anioł. Walczy z Neo jak Jakub z aniołem w Biblii nad potokiem Jabbok. Serafin sądzi że człowieka może poznać w walce, a Jakub dostał po tej walce imię, ukazujące prawdę o Żydach, bowiem Izra-El znaczy walczący z Bogiem.

Niesetey, gdyby dwójka i trójka trzymały sie Biblii, byłyby bardzo dobrymi filmami. Czym więc są? Tanią gnostycko-new ageowską czytanką, która podświadomie ma nauczyć tej filozofii widza.

Wschodnie elementy pojawiają się już w jedynce, ale nie są dominujące. Noe u wyroczni trafia na dziecko z łyżką, które wygląda jak mnich buddyjski i uczy go że rzeczywistość to iluzja. Buddyzm w czystej postaci.

Za to części 2 i 3 to już prawdziwy wysyp tego. Gnoza i wschodni mistycyzm w naszej zachodniej wersji wylewa się tu z ekranu przyprawiając o mdłości i powodując ledwo wyczuwalne uczucie niechęci, jawnie kontrastujące z pozytywnym wrażeniem pozostałym po jedynce. To jakby jehowi zapukali do drzwi i powiedzieli że mają fajne kursy samoobrony tylko że naprawdę uczyli o swojej religii.

Neo ju nie jest Jezusem z Biblii. Według gnozy (w uproszczeniu) świat stworzył zły stwórca, ale ma przyjść dobry odkupiciel, który wszystko odmieni. I rzeczywiście jedynka nie opiera się na gnostyckim manicheizmie, tylko na Biblii, wiec postaci Architekta nie ma. Architekt został wymyślony w dwójce. To Demiurg, zły Bóg-stwórca. Neo zaś to świetlisty mesjasz, co tłumaczy dlaczego na końcu trójki widzi świat prawdziwy mimo że nie ma oczu. Zwróćcie też uwagę jak widzi. już nie na zielono ale w kolorach światła. I to przecież nie jest Matrix ale nasza postapokaliptyczna rzeczywistość.

Trinity musi umrzeć, bo gnostycka współczesna religia chce zniszczyć chrześcijaństwo. Więc Trinity ginie na końcu.

Neo jest też kapłanem gnostycyzmu. Jego strój to sutanna bez koloratki.

Moją ososbista refleksją nt. róznicy miedzy wizją świata według chrześcijaństwa a newagowskiej gnozy, jest- że w chrześcijaństwie masz wolną wolę i nic nie jest ustalone z góry. Mozna tylko przewidzieć, tak jak się domyśla. W neognozie isntnieje przekonanie że wszystko jest ustalone z góry, zdeterminowane. I rzeczywisćie w jedynce Neo nie wierzy w przeznaczenie, tak mówi. W dwójce Smith do niego mówi tak
    -Nie jesteśmy tu dlatego, że jesteśmy wolni. Jesteśmy tu, gdyż jest wręcz przeciwnie. Nie uciekniemy przed celem, nie możemy mu zaprzeczyć, ponieważ, jak obydwoje dobrze wiemy, bez celu nie moglibyśmy istnieć.
a Merowingan- Wybór jest iluzją stworzoną przez tych, którzy posiadają władzę, dla tych, którzy jej nie mają
w dwójce i trójce rzeczy się dzieją bo muszą. To determinizm w czystej postaci.

Już w jedynce Smith mówi że ludzie to wirusy. Aż brzęczy tu echo zielonej ekologicznej filozofii, która mówi że jesteśmy zagrożeniem dla Ziemi, bo według new age Ziemia to organizm, żywa istota więc ludzie mogą być jej wirusami.

W trójce katechizm new age uczy widza, że wiara w kamienie jest fajna , bo jeden z bohaterów nosi je na sobie. To nowy przecież aż się kłania dzisiejszy zabobon  wiara w kamienie, które przyciągają energię kosmosu.

Wybaczcie że tutaj skończę, Zaczynam przynudzać.

Uważam że dwójka i trójka są podstępnie podłe, bowiem uczą wschodniej gnozy, a udają film. Jedynka po prostu jest polemiką z Biblią. Czerpie z niej całymi garściami i uzupełnia tylko gnozą.

I na koniec takie drobne pytanie do niektórych - czy to nie jest tak, że twoja wizja chrześcijaństwa, świata, Boga została Ci podświadomie "podrzucona" przez Matrixy, Avatary, Zeitgeisty? Może właśnie dlatego zżymasz się na myśl o religii "bo to tylko jakieś zakazy"?. Jaka jest prawda o Twoich poglądach? Są Twoje czy tylko cię ich nauczyli

Matrix cię ma - Matrix has you - bo cię zaprogramował filmem.

środa, 16 października 2013

Co symbolizuje pacyfka?

Pacyfka wywodzi się z alfabetu runicznego i jest bardzo starym symbolem. Nie wiem czemu ludzie twierdzą, że powstała w latach sześćdziesiątych poprzedniego wieku, jako połączenie liter alfabetu semaforów. To zwykłe kłamstwo, Pacyfka, czy jak kto woli Pacyfa, to run Algiz w wersji odwróconej, wpisany dodatkowo w koło. Wpisanie w koło oznacza świat.






To jest alfabet runiczny z Wikipedii. Algiz oznaczyłem kolorem czerwonym. Pacyfa Algiz albo Elhaz, Elahaz, bo i tak ją zwano ma trzy znaczenia. Symbolizuje łosia (magiczne zwierze), łabędzia wojownika lub człowieka, który wyciąga ramiona w górę, łącząc się z niebem. Jednak runę tę zapisywano też w wersji odwróconej, będącej negacją pozytywnego znaczenia.

Jak widać, z biegiem czasu stosowano też wersję odwróconą. Zwykle występowała na nagrobkach i symbolizowała śmierć i wszystko co najgorsze. Odwrócona Pacyfę-Algiz nazywamy Wyrd. Jej znaczenie jest bardzo negatywne i oprócz śmierci symbolizuje też mrok, fatum, ciemność itp.



Pacyfę na swoich tarczach (oprócz wikingów) nosili w VIII w. n.e. muzułmańscy najeźdźcy podbijający Hiszpanię. Była symbolem używanym przez nazistów i to nie tylko z SS. Fascynował się nią Bertrand Russel, filozof- ateista, wróg chrześcijaństwa. Stosował ją Szandor La Vey, stanista. A obecnie wmawia się ludziom, że wymyślono ją w 1958 roku, jako połączenie dwóch liter z alfabetu semaforów i symbolizuje pokój. To kłamstwo. Pacyfa symbolizuje przede wszystkim  śmierć.

poniedziałek, 14 października 2013

CDO (collateralized dept obligations)

CDO czyli Collateralized dept obligations, to jedne z papierów wartościowych opartych na długu. CDO jednak obierają się głównie na hipotekach i dlatego odegrały największą rolę w kryzysie jaki wybuchł w roku 2007-2008. CDO były uzależnione od ceny mieszkań, gdy ta spadała, stawały się bezwartościowe.

Do lat dziewięćdziesiątych rynek amerykański był zabezpieczony przed ryzykiem spekulacji na długu przez ustawę Glass-Steagall Act, która zabraniała łączenia bankowości depozytowej i inwestycyjnej. Zmianę przyniósł rok 1990 i ustawa Gramm-Leach-Billey Act dająca takie możliwości i pozwalająca na bankom udzielać pożyczek, a następnie sprzedawać je na rynku wtórnym jako papiery wartościowe. Nazywa się to sekurytyzacją, czyli zamiana pożyczek w płynne aktywa. Do 2001 oku nie było to groźne, bowiem rynek bankowy był stabilny i nie dążył do spekulacji. Ale gdy w tym roku stopy procentowe obniżono poniżej poziomu inflacji wszystko się zmieniło. Nagle udzielanie pożyczek stało się opłacalne, ale bankom nie starczało środków na kolejne pożyczki. Dlatego też zaczęły masowo tworzyć papiery MBS czyli Mortgage backed securities. Były to po prostu papiery wartościowe, z których zyski pochodziły ze spłacanych pożyczek. Dopóki pożyczki były spłacane wszystko było w porządku. Gdy jednak zbyt duża liczba pożyczkobiorców miała problemy finansowe, to MBSy stawały się śmiertelna pułapką finansową dla ich posiadaczy.

CDO, podobnie jak MBS,  były papierami pochodnymi ABS (asset backed securities). Opierały się na cenach mieszkań i ich hipotekach. Dodatkowo były zdeterminowane przez przez wyniki portfela obligacji i jeśli te były słabe, to i CDO przynosiły mierne zyski. CDO były więc obietnicą wypłaty zysków z pożyczek, o ile takie zyski pojawiłyby się. CDO były zwykle dzielone na transze o różnym stopniu ryzyka. Jednak po wybuchu kryzysu okazało się, że agencje ratingowe nie potrafiły właściwie ocenić tych papierów i często bezwartościowe, niespłacalne grupy pożyczek dostawały rating AAA. Co więcej, najgorszej jakości transze, które nie znalazły nabywców, były przez spekulujące nimi banki łączone w inne papiery wartościowe i często oceniane przez agencje jako papiery o stopniu ryzyka AAA. Przed kryzysem CDO były więc uznawane jako pewne i bezpieczne źródło dochodów, później zaś okazywało się że są praktycznie bezwartościowe.

CDO były bardzo przydatne dla banków. Dzięki nim mogły uwolnić kapitały zamrożone w pożyczkach i udzielać kolejnych, co przynajmniej na papierze zwiększało ich zyski. Banki tworzyły spółki-córki, które zajmowały się operacjami na CDO. Odkupywały je od banków i sprzedawały dalej. Prawdopodobnie nikt się nie zorientował w bezwartościowości Collateralized dept obligations, bo ich wartość była bardzo trudna do obliczenia. Były bowiem oparte różnego rodzaju pożyczkach hipotecznych, udzielanych dodatkowo różnym klientom. CDO mogły być oparte na hipotece regularnie spłacających raty zamożnych obywateli i w tej samej puli mogli być kredytobiorcy NINJA (No Income, No Job, No Assets czyli bez dochodu, bez pracy i bez zabezpieczenia). Wyliczenie więc, czy przyniosą zysk czy stratę było chyba niemożliwe. Warto jeszcze dodać, że o ile kapitał banków musiał być na poziomie 8%, to już spółki-córki miały zabezpieczenia średnio na poziomie 2%. Wiele z nich zbankrutowało, gdy ceny mieszkań zaczęły spadać, a one posiadały bezwartościowe papiery CDO.

środa, 25 września 2013

Dionizos ukrzyżowany czyli ORPHEOS BAKKIKOS


Dionizos ukrzyżowany czyli ORPHEOS BAKKIKOS.

W sieci można spotkać mnóstwo informacji, że Jezus Chrystus to zmyślona postać utworzona na wzór innych ukrzyżowanych bogów. Sęk w tym, ze jak się zając badaniem źródeł tych twierdzeń to docieramy do jawnych kłamstw i mistyfikacji. Czasami wręcz są to informacje wrzucane na okładki książek, mimo tego, (!) że autorzy wiedzą iż to nieprawda.

Przykładem takich informacji jest teza o ukrzyżowaniu Dionizosa. Kłamstwa na ten temat rozpowszechnia wielu naukowców. Deschner w swoich pracach bardzo wybiórczo przedstawia temat. Dwóch angielskich autorów Freke & Grandy napisało książkę na okładce której wrzucili amulet będący mistyfikacją, mimo, że przynajmniej jeden z nich o tym wiedział (patrz na dół na źródło).

Chodzi o ORPHEOS BAKKIKOS





Jest to odbicie amuletu, jaki zakupił we Włoszech E. Gerhard. Następnie trafił on do Kaiser Museum w Berlinie. Tam badano go, ale zaginał po II Wojnie Światowej, gdy kolekcja uległa rozproszeniu. Amulet jest dość mały, ma 16x9mm i ma formę wypukłą. Tu widać odbicie, nie wiem w czym. Po dyskusjach w latach dwudziestych i trzydziestych pojawiało się już raczej niewiele o nim publikacji(dlaczego niżej). Drugi raz amulet wypłynął w 1999 roku w książce Tymothy Friek'a i Peter'a Grandy "The Jesus mysteries". Autorzy piszą tam,że jest dowodem na pogańskie pochodzenie postaci Chrystusa.

Dyskusje na temat tego amuletu skończyły się w 1952 roku, gdy nawet zwolennicy tezy, że jest prawdziwy prostowali w drugich wydaniach książek informacje (patrz źródło na dole). Zwłaszcza badacze Reil and Zahn udowodnili, że to fałszywka pochodząca z Italii z czasów mocno po średniowieczu. Wskazywali, że wizerunki Chrystusa w antyku nie mogły być wzorowane na tym ORPHEOS BAKKIKOS, bo Chrystus w antyku był przedstawiany zupełnie inaczej.

Oto dwa wizerunki ukrzyżowania Jezusa z czasów antycznych







Jak dokładniej się im przyjrzymy to można zobaczyć, że

-ręce są wyprostowane

-tułów jest na wysokości zbiegu belek

-nogi zwisają luźno

-nogi są zbite dwoma gwoździami

Wizerunki które przypomina ten ORPHEOS BAKKIKOS to późne średniowiecze











 Widać wyraźnie, że

-ręce tworzą V

-tułów zwisa znacznie niżej

-nogi są prosto albo podkurczone ale

-nogi są zbite jednym gwoździem, co zmienia ich pozycję

Antyczną tradycje przenoszą do dzisiaj wizerunki prawosławne. Oto przykład




Widać, że postać ma wiele średniowiecznych cech lecz nogi są zbite dwoma gwoździami.

Frieke i Grandy wiedzieli o tym,że to fałszywka, ale zbudowali na niej swoją tezę, a wizerunek wrzucili na okładkę.

Źródło http://bede.org.uk/orpheus.htm

------------------------------------------------------------

Kolejnym przykładem manipulacji, jest to co wypisuje na ten temat Deschner, a za nim pół antykatolickiego internetu. Deschner twierdzi, że słowa Chrystusa

"Ja jestem prawdziwym krzewem winnym" z J 15,1-2

dowodzą, że to kult ukształtowany na wzór Dionizosa. Tymczasem to jest aluzja do słów różnych proroków, bowiem izraelici tez znali winorośl. np.

Izajasza (ur ok 756 pne)) "Chce zaśpiewać memu przyjacielowi pieśń o mojej winnicy..." IZ 5, 1-7.

Jeremiasza (ur ok 627 pne) J 2, 21 "A Ja zasadziłem ciebie jako szlachetną latorośl winną"

Jezus więc odnosi proroctwa do siebie, a Deschner chce koniecznie je odnieść do Dionizosa, tylko na jakiej podstawie?

-------------------------------------------------------------

Cud w Kanie Galilejskiej według Deschnera ma być odbiciem przemienienia wina przez Dionizosa, tymczasem katoliccy interpretatorzy odnoszą go do innej sytuacji ze Starego Testamentu, do kuszenia pierwszych ludzi






w tym przypadku 6 stągwi kamiennych zamienionych w wino - 6 dni tworzenia świata z niczego(woda) w rzeczywistość (wino)

Aluzji do Dionizosa się w tym fragmencie trudno dopatrzyć. Chyba, ze się bezkrytycznie dorabia fakty do tezy, jak chce Deschner.

-------------------------------------------------------------

Deschner twierdzi też, że Dionizosa podobnie jak Chrystusa czczono ukrzyżowanego przed ołtarzem z winem. Czy to jednak rzeczywiście było ukrzyżowanie?






tylko, że Dionizos na tym wizerunku nie jest ukrzyżowany tylko przywiązany do pala. już pomijając kształt pala a nie krzyża czy choćby litery T, to przecież ręce ma związane z tyłu w kierunku do dołu. Żeby jednak kogoś ukrzyżować, to musi mieć ręce do góry, bo ukrzyżowanie to uduszenie męczarniach. Dlatego właśnie ręce były rozkrzyżowane, bo to wynika z anatomii mięśni odpowiadających za oddychanie.

Dionizos ma też wychodzące z tułowia i głowy gałązki i liście. Nie jest to moty występujący w żadnym wizerunku Chrystusa, a w wizerunkach Dionizosa stale obecny. Na ołtarzu nie stoi kielich a dwie wazy. Itp itd. W niczym to nie przypomina kultu Chrystusa.

----------------------------------------------------------------

Podsumowując: teza o tym, że Dionizos został ukrzyżowany a potem z jego kultu zrobiono kult Chrystusa nie ma podstaw. Jest utworzona przez ludzi, którzy świadomie "zapominają" o faktach lub je przeinaczają na swoje potrzeby.

niedziela, 22 września 2013

Szarża ułanów na czołgi. Rosyjskich ułanów.

Chciałem opisać prawdziwą szarże dwóch dywizji kawalerii na okopane stanowiska niemieckiej Dywizji Pancernej. Jednak ten idiotyczny atak przeprowadzili Rosjanie, a nie my, natomiast jest to prawie nieznany epizod II Wojny Światowej. Historia znaleziona w książce Władymira Bieszanowa "Pogrom pancerny 1941". Mam zamiar po opisaniu wrzucić to na Wykop i rozpropagować. Z głupimi, szkalującymi mitami trzeba walczyć i je odkłamywać. Proszę więc o kopiowanie tej notki i przekazywanie jej dalej.

Wszystko to rozgrywa się jesiennego 14 października 1941 roku. Niemieckie zagony pancerne, po tym jak spadły na tyły sowieckiej armii w Kijowie zamykając największy kocioł z wojskami w historii, wznowiły natarcie na Moskwę. Operacja Tajfun była wyścigiem do sowieckiej stolicy i zakończyła się niemiecką porażką. W czasie jednak jej trwania i zanim mróz zatrzymał Niemców, poszatkowali, bo jak to inaczej nazwać całe masy wojsk. Dowódcy sowieccy zachowywali się jak idioci, rzucając do nieustannych kontrataków kolejne dywizje, licząc że w ten sposób zatrzymają natarcie. Efektów nie było, a Niemcy z sadystyczną przyjemnością wybijali kolejne fale atakujących ich czołgów, piechoty, a nawet kawalerii. W tym dniu, w innym pojedynczym natarciu, świeża 58 sowiecka Dywizja Pancerna straciła 157 ze 198 czołgów i 1731 zabitych i rannych.

Według takiego samego schematu odbyła się ta szarża kawalerii na czołgi. Niemcy przygotowywali się do kolejnego natarcia, więc okopali się na stanowiskach i czekali na dalsze rozkazy. Tymczasem po drugiej stronie frontu, geniusz Żukow szykował już im kolejna bitwę w rosyjskim stylu, czyli głupio, prostacko i bez oglądania się na straty. 16 Armia pod dowództwem Konstantego Rokossowskiego miała z rejonu na północ od Wołokomska zaatakować ugrupowanie nieprzyjaciela. Rokossowski, pensjonariusz sowieckich łagrów w latach 1937-1941, wiedział, co to znaczy nie wykonać rozkazu. Wysłał więc do opisanego wcześniej ataku 58 Pancerną, a potem...

A potem wysłał do boju przybyłe właśnie z Azji 17 i 44 Dywizję Kawalerii. Razem 6 tysięcy ludzi posłanych na śmierć, po to aby zadowolić boga wojny Żukowa i uniknąć sądu. Tak wygląda opis tej samobójczej szarży w dzienniku działań bojowych 4 Dywizji Pancernej:

Nie mogliśmy uwierzyć, że nieprzyjaciel zamierza atakować po tym szerokim polu, nadającym się chyba tylko do defilad[...] Ale oto trzy rzędy jeźdźców ruszyło na nas. Po  oświetlonej zimowym słońcem przestrzeni pędzili do ataku przytuleni do końskich szyi jeźdźcy z  lśniącymi klingami[...]Pierwsze pociski rozerwały się w gęstwie szarżujących[...] Wkrótce zawisł nad nimi straszliwy, czarny obłok. W powietrze wylatują szczątki rozerwanych ludzi i koni[...] Trudno się zorientować gdzie konie, a gdzie jeźdźcy[...] W tym piekle galopują oszalałe konie. nielicznych ocalałych jeźdźców dobił ogień artylerii i karabinów maszynowych.

Po tej jatce następuje druga odsłona koszmaru. Pewnie po to, aby Rokossowski, mógł zameldować, że rozkaz wykonano, natarcie przeprowadzono, a jemu nie zostało już więcej wojsk do kolejnych ataków.

I oto z lasu pędzi do szarży druga fala jeźdźców. Nie można sobie wyobrazić, że po śmierci pierwszych szwadronów koszmarny spektakl powtórzy się znowu. [...] Ale teren jest już przystrzelany i śmierć drugiej fali kawalerii nastąpiła jeszcze szybciej niż pierwszej.

Bieszanow skomentował to zdaniem "A nam opowiada się anegdoty o polskich ułanach, którzy w konnym szyku atakowali niemieckie czołgi.

Efekty tej szarży były straszne. 44 Dywizja Kawalerii zginęła prawie w całości. 17 DKaw straciła 3/4 stanu osobowego. 800 ludzi, którzy to przeżyli, kilka dni później  be rozkazu opuściła swoje stanowiska. Rokossowski nie miał sobie nic do zarzucenia, a Żukow komentował to dość chłodno.

Jednak przeciwuderzenia te, zwłaszcza tam, gdzie działała głownie kawaleria [nie dały rezultatów, jakich oczekiwał naczelny dowódca.] nic poważnego nie zdziałały, dysponowały zbyt małymi siłami, żeby wywrzeć wpływ na zgrupowania uderzeniowe. Jednostki uczestniczące w przeciwuderzeniach poniosły straty i w chwili potrzeby nie znalazły się tam, gdzie powinny być.

Rosja. Byli ludzie, nie ma ludzi.

Mała bibliografia. (podaje za Bieszanowem)

W. Bieszanow "Pogrom pancerny 1941", Bellona, W-wa 2009, s. 372-375.
K. Rokossowski, "Żołnierski obowiązek", Wyd MON, W-wa 1976, s 102-103.
G. Żukow "Wspomnienia i refleksje" Wyd MON, W-wa 1976, t  II, s. 33



piątek, 16 sierpnia 2013

WOT, KW-1S, KW-1, weak spot, gdzie strzelać

Dla namiętnych graczy w World of Tanks dla KW-1s i KW-1 mam drobną podpowiedź. To jest słaby punkt tego czołgu, weak spot w języku Szekspira.


Poniżej wieży zarówno w KW-1s jak i w KW-1 jest fragment bardzo wrażliwego pancerza, który nie ma skosu. Trafić w niego jest bardzo prosto, a dodatkowo KW mają tam karabin maszynowy. Praktycznie wszystkie działa z bliższych dystansów trafią w ten słaby punkt Klementów Woroszyłowów. Dzięki temu strach przed w World of Tanks KW-1 znika. A więc powodzenia w 4 tierze w walce z tymi gigantami. Nie ma się czego bać :)

niedziela, 14 lipca 2013

Jack London "Martin Eden" - recenzja książki

Postanowiłem napisać recenzje książki, która kiedyś była dla mnie bardzo ważna, ale z perspektywy czasu spoglądam na nią trochę inaczej. Pierwszy raz przeczytałem ja na studiach, potem jeszcze kilkakrotnie ponieważ utożsamiałem się z głównym bohaterem. To ciekawa postać, taki literacki tytan osiągający wszystko, co zamierzył, ale tez postać tragiczna, bo cel jaki obrał na końcu okazuje się być głupi. Nie będę streszczał fabuły, kto jeszcze nie czytał niech to zrobi, bo warto. Kto już czytał zna fabułę.

A zatem czy Martin Eden to książka genialna? Odpowiedź brzmi - nie. Martin Eden bez wątpienia jest książką bardzo dobrą, ale rzutuje mocno na nią osobowość autora, która zwyczajnie zepsuła tę powieść. Polecam zwłaszcza porównanie jej z kilkoma podobnymi książkami Londona, takimi jak "Bellew Kurzawa", "Księżycowa dolina" czy "Maleńka pani wielkiego domu". Odbija się w nich bardzo podobny i niesamowicie uproszczony wizerunek życia ludzkiego. Można by powiedzieć, że London widział ludzi jako stado pluskiew pośród którego od czasu do czasu rodzi się orzeł. Ten orzeł wybiera kierunek, idzie w tym kierunku i osiąga wszystko, co sobie zaplanował. Chce założyć farmę i zbudować olbrzymie stado bydła? No problem. Kupuje byka, daje mu jeść, płodzi z niego potomstwo i sukces zapewniony. Nie ma spadków cen na rynku, byki mu nie umierają bez powodu, trawy nie brakuje bo nie ma deszczu. Słowem - nie udaje ci się bo nie robisz. Wyobrażenie Londona na temat życia pochodzi chyba z książek, bo patrząc na jego życiorys muszę powiedzieć, że albo ślizgał się po rożnych zawodach nigdy żadnego nie pojmując dogłębnie, albo po prostu odnosił szereg porażek, a książki miały mu rekompensować je, jako wymyślone pasmo sukcesów.

I taki właśnie jest Martin Eden. Już, już ma pójść z torbami, gdy nagle cud się dzieje i zyskuje sławę i pieniądze. Bieda opisana jest tam tak dokładnie, że trudno nie uwierzyć, że ją poznał. Ale nawet przez moment jego bohater nie popada od takiej biedy, nędzy i głodu w depresje. Jest więc albo supermenem albo ma coś nie tak z głową. Dawniej tego nie widziałem, ale dziś już rozumiem. Martin Eden nie istniał i nie może istnieć. Przeżywając takie odmiany popełniłby samobójstwo już  połowie powieści. Tymczasem tak się nie dzieje. Dlaczego?

Marks, Spencer, Darwin, Nietzsche, Hegel, Bławatska. Oto odpowiedź. Życie Edena to po prostu odzwierciedlenie tez tych bieda filozofów. London czytał to wszystko moim zdaniem i chciał wcielać w życie. Ale socjalizm i ewolucjonizm ma tyle wspólnego z życiem człowieka, co ja z Martinem Edenem. To stek bzdur. XIX wieczne wymysły ludzi, który patrzyli na rzeczywistość bardzo wąsko i chcieli ją wytłumaczyć prostym prawem. Dlatego też i zakończenie jest takie ciekawe. W całej książce nie pojawia się słowo Bóg i nagle na zakończenie:

Z ziemi, gdzie ufność i strach podły
Z miłością życia, zbyt nam drogą,
Rządzą – dziękczynne ślemy modły
Bogom, co gdzieś tam istnieć mogą,
Za to, że życie nie trwa wieki,
Że nikt nie wraca z mgieł dalekiej
Krainy śmierci, a nurt rzeki
Zawsze na morza spocznie progu.

Nie Bogu tylko bogom dziękuje, bo przecież socjalizm zaprzeczył istnieniu Boga, a odwoływał się do monizmu materialistycznego, który jest tam wspomniany. No i ta wizja życia, które jest do odrzucenia, bo... czegoś w nim brakuje. Wszystko bowiem, co robił Eden to bzdura. Nawet samobójstwa przechodzi jakoś bez echa. Ot wskoczył do wody i już. Nic nie ma. Człowiek to tylko małż. Myślący małż, kopulujący i rozmarzający się bez celu. Nie ma reguł, zasad, nie ma dobra i zła. Jest tylko pustka i z tą właśnie pustką borykał się bohater tej powieści, choć nawet tego nie widział aż do końca.

Smutna książka, bo i filozofowie, którzy ją napisali, mieli wypaczone poglądy. London im wierzył i pogrążył się razem ze swoim bohaterem w morzu. Rest in peace, głupcze.

piątek, 12 lipca 2013

Fotografować róże nocą...

...trzeba. Bo nocą tło jest ciemne i róża zawsze gra pierwsze skrzypce.



Czasem fajnie wyjdzie. Światło pochodziło z okna i padało mniej więcej z godziny czwartej. Aparat musiał 15 sekund naświetlać, dlatego postawiłem go na aluminiowej drabinie, która służyła za statyw :) Na tle widać pomarańczowe światło latarni ulicznej prześwietlającej mój ogród. ISO 100, przesłona 2.8 naświetlanie 15 sekund, stary Olympus SP500uz.

środa, 10 lipca 2013

VK3601h lub jak kto woli VK 36.01h - WOT

Gram ostatnio w World of Tanks. No może nie ostatnio bo gram w WOT już prawie rok. Różnie mi to wychodzi. Czasem jakimś czołgiem mi nie idzie, czasem idzie bardzo dobrze. Ale moim ulubionym czołgiem jest poprzednik niemieckiego Tiger I - VK 36.01H lub VK 3601H (bo dawniej trochę inaczej go oznaczano). Dlaczego to jest mój ulubiony czołg i jak nim grać?


Czołg to pancerz i armata. Standardowe bitwy z II Wojny Światowej to nie były walki manewrowe ale ostrzał prowadzony raczej na dystansach. Czołg stał nieruchomo, celował, strzelał a potem ruszał, przejechał trochę, znowu stawał, celował i strzelał i tak w kółko. Dlatego właśnie w tych czasach nie decydowano się na produkowanie małych czołgów, które były szybkie lecz z mocnym działem. Taki czołg zwyczajnie by na dystansie powyżej 100 metrów podczas ruchu prawie nie trafiał. Natomiast sam w ruchu byłby dobrym celem dla dział przeciwpancernych i przez to przeżywalność takich czołgów na polu bitwy byłaby zerowa. Jednak World Of Tanks to nie tamta wojna. Wtedy nie walczyły T34, ELC AMX, czy VK 3001h. Nikt nie wypuszczał na pola bitew wielu czołgów takich jak właśnie VK3601H, bo ich nie produkowano. Ten czołg był prototypem tylko, w tamtym czasie nieużywanym, co jednak nie przeszkadza mi nazwać go jednym z najlepszych czołgów VI tieru w WOT. Dlaczego?

Ponieważ ma pancerz przedni 100 milimetrów, a działo 88 mm z Tygrysa potrafi poharatać niejeden T34-85 czy T1Heavy. Spokojnie też można się mierzyć z KW1 czy KW-1s (które to czołgi są moim zdaniem słabszymi przeciwnikami dla VK). Hp co prawda nie rzuca na kolana, ale każdy kto grał VK wie, jak ładnie potrafią od jego przedniego pancerza rykoszetować pociski. Dziesięć, czy piętnaście rykoszetów to naprawdę nic specjalnego.

Ustawianie się tym czołgiem jest proste. Stoimy przodem do wroga odchyleni od niego nie więcej niż 10-20 stopni. Dobrze jest schować brzuszek, ale to rada dla każdego czołgu. Nie polecam walki w zwarciu. VK3601H wytrzymuje ją, ale prawdziwe pazury pokazuje z ponad 100 metrów. Od niego rykoszetują pociski, a sam VK z dobrą załogą trafia prawie zawsze, penetrując i co najważniejsze - trafiając celnie. Ja sobie do niego dokupiłem lunetę i po prostu się ustawiam nieruchomo. Przy takim oczekiwaniu, jeśli masz dobry punkt obserwacyjny to zawsze kogoś ukąsisz zanim do ciebie się zbliży. A głupsi zatrzymają się od ciebie z 200 metrów i będą strzelać. A oto nam przecież chodzi :)

Zatem do dzieła. Zabawa tym czołgiem jest naprawę przyjemna, gdy nie robisz nic głupiego. Nasz 3601 pokazuje w tej grze pazurki i gra się nim bardzo przyjemnie. Pamiętajcie tylko że bokiem się nie strzela.

Czekam teraz na polskie drzewko technologiczne. Ja to widzę tak: Renault-TKS--TP7-TP10-TP11-TP20-TP25-BUGI

niedziela, 7 lipca 2013

Jak fotografować drzewa.

Jak fotografować drzewa? Nie wiem naturalnie :) Nie jestem fotografem, nie potrafię robić cudnych zdjęć ani tez nie mam dobrego sprzętu. Mój Olympus SP-500UZ to antyk, matryca mu się już przepala i robi coraz gorsze zdjęcia. Więc poszukiwanie poradnika, rady, opinii, odpowiedzi na pytanie czy samouczka u mnie, na moim blogu nic Wam nie da. Google pewnie od czasu do czasu tu kogoś skieruje, co dla niego będzie stratą czasu, podobnie zresztą jak przynajmniej połowa moich wyszukiwań w stylu- "Jak robić zdjęcia xxx", "Jak fotografować xxx", ale... nie ma żadnego ale. Po prostu robię zdjęci i większość mi nie wychodzi. A jak wychodzi to tak obrobię na GIMPem, że mi się podoba, innym nie. Tylko co z tego?

Można z oddali pod słońce albo od dołu bez słońca...


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Wykop kontra Strims

Podkusiło mnie żeby sprawdzić, jak w praktyce konkurent Wykopu portal Strims, podbije mi wejścia na blog. O konkurencji dowiedziałem się przy okazji afery zbożowej, gdy ludzie krzyczeli - odchodzę na Strims.pl Postanowiłem więc wrzucić na Strims któryś z artykułów z tego bloga i zobaczy na statystyki wejść. Padło na http://heikum.blogspot.com/2013/01/7tp-9tp-i-kolejne-polskie-czogi-tej.html

Wrzuciłem to z takim samym opisem i oto efekty.

1. Artykuł na Wykopie był gdzieś w styczniu. Dostał 63 kopy, nie wszedł na główną, ale w tych dniach miałem około 600 wejść i ciągle Wykop generował pojedyncze wejścia w kolejnych dniach. Tak to wyglądało w screenach


Jak widać jest już 3 pierwsze wejścia ze Strims.pl Wykop.wygenerował 15 wejść przez miesiąc z poczekalni, z tematu, który nie wszedł na główną. To flf, to jakaś spamująca mnie stronka na którą wchodząc wrzuca mnie w porno. 

2. teraz ciekawostka


Strzałka zaznaczyłem liczbę wejść do tego linka. Na poczekalni jest 1300, na blogu miałem 863, więc około pół tysiąca osób nie kliknęło w link, przeczytało opis i nie zainteresowało się tym co w nim jest. Licząc też tylko dzień w poczekalni,  na 600 osób(wtedy tyle było wejść), które w tych dniach weszło na ten artykuł, co dziesiąta dawała mi kopa.


3. Efekt Strims.pl był malutki. Ani razu w godzinę nie było więcej wejść niż 10.

Tutaj jest 35 wejść ze Strims, a podrosło w trzy dni o około 50. Czasem te statystyki się gubią, co nie zmienia faktu - Strims.pl nie przejął czytelników Wykopu po aferze zbożowej. Strims.pl jest co najmniej kilkanaście razy mniej popularny. Cóż, nie pozostaje nic innego jak życzyć powodzenia. W sieci jest miejsce dla obu serwisów.Ale Wykop.pl jest ciągle popularniejszy i to dużo.

środa, 29 maja 2013

Co to jest wolność.

-Człowiek, który nie jest wolny, nie jest szczęśliwy.

Od nie wiem jak długiego czasu uważam to zdanie wyżej za prawdziwe. Ale nigdy się nad nim dłużej nie zastanawiałem. Co więcej, bezrefleksyjnie przyjmowałem to twierdzenie, ale nigdy nie postawiłem pytania - Co to znaczy być wolnym?

Niedawno z jednym anonimowym dla mnie masonem, wymieniłem mail. Pytałem go o publikacje ze strony masonerii polskiej, on coś tam odpowiedział, ale ciekawe w tym było, że dwa razy powtórzył w krótkim mailu sentencje- "Czyń co chcesz czynić, niech będzie twoim prawem"- czy jakoś tak. W sumie w różnych wersjach, jest to definicja współcześnie pojmowanej wolności człowieka. "Róbta, co chceta" czy "Wolność człowieka ogranicza tylko inny człowiek", to w zasadzie inne definicje tego samego, co mi napisał i zarazem popularne stwierdzenia odnoszące się do wolności, rozumianej jako brak ograniczeń. Brakiem ograniczeń rozumiem, że np. jeśli chce wypić dziesięć piw i pije za swoje, to nikomu nic do tego, jestem wolny. Tak samo, jeśli chce się przespać z jakąś panienką i ona tez chce, to moja sprawa, bo jestem wolny. I tak dalej w tym stylu. Więc należałoby zdefiniować wolność, tak jak już to opisałem, jako brak ograniczeń i swobodę.

No ale jest pewien problem. Odwracając -  Nie można nazwać nieszczęśliwym człowieka, który nie może wieczorem iść na piwo, bo akurat wypadła mu opieka nad dzieckiem. Nie wpada w rozpacz. Mówi, no trudno, pójdę następnym razem. Tak samo facet, który chciał zaliczyć panienkę na dyskotece, ale ona nie chciała, nie wpadnie w depresje, nie uzna swojego życia za koszmar z powodu jednej sytuacji. Oczywiście mówię tu o przypadku typowym. Ale chyba będę miał rację mówiąc, że pozbawianie ludzi możliwości spełnienia jakiegoś swojego pragnienia, nie sprawia, że zawsze stają się nieszczęśliwi. Czyli że wolność nie polega na spełnianiu swoich pragnień, bo jeśli którychś nie spełnimy, to wcale nas to nie unieszczęśliwi. Co więcej, ludzie mogą spokojnie zaakceptować, ze nie zrobią wszystkiego co zapragną. Nie będą podróżować w kosmos. Fruwać jak ptaki. Nie będą najlepsi w World of Tanks czy Counter Strike . Nigdy nie zagrają w FC Barcelonie czy Realu Madryt. I mimo to nie będą nieszczęśliwi, więc wolność to nie jest swoboda, definicja taka jest głupia i niepełna.

Tematem wpisu miał być kierunek wolności. Trochę źle to zatytułowałem, bo teraz chce zapytać, w jakim kierunku powinien iść człowiek, aby stać się wolnym i zarazem szczęśliwym. Bo przecież skoro "Moją wolność ogranicza tylko drugi człowiek", to aby być wolnym muszę to ograniczenie usunąć. Nie będę wolnym, bo gdy zapragnę wrzeszczeć o 2 w nocy, to człowiek, który obok mnie śpi zabierze mi tą możliwość. I rożne inne bariery postawi, wiec chcąc być wolny, muszę usunąć ograniczenia ergo usunąć ludzi z mojego życia. Nie raz czytałem, że prawdziwa wolność nie istnieje przez to, że ograniczają nas inni ludzie. Tylko że...

Nie zanegowałem tego pierwszego zdania. Zatem odpowiedzi na pytanie czym jest wolność, trzeba pokrętnie poszukać w odwrotności tego stwierdzenia. Zapytać - kiedy człowiek czuje się nieszczęśliwy zawsze. Czy jest coś, czego nie może zrobić i to go na pewno unieszczęśliwi?

Człowiek jest nieszczęśliwy, kiedy nie może zrobić czegoś dobrego innemu człowiekowi. Oczywiście że nie każdemu. Żyd nie będzie nieszczęśliwy, bo nie mógł w II Wojnie Światowej pomóc Hitlerowi i uratować go, gdy tamten popełniał samobójstwo. Arab nie zaleje się łzami, bo nie uratował od śmierci amerykańskiego Marines w Afganistanie. Żeby to zdanie było prawdziwe, to tak naprawdę musi ono brzmieć:

-Człowiek jest nieszczęśliwy, kiedy nie może zrobić czegoś dobrego człowiekowi którego kocha.

Właśnie tak. Człowiekowi, którego kocha. Jesteśmy nieszczęśliwi, gdy nie możemy pomóc ludziom których kochamy. Znaleźć im pacy, nakarmić, pocieszyć, uratować od choroby, ocalić od śmierci. Wolność więc polega na tym, że możemy kochanym przez nas ludziom nieść dobro. Pomagać. Służyć. Jeśli nie wolno nam tego robić, to jesteśmy nieszczęśliwi i zarazem pozbawieni wolności. Pora więc chyba zdefiniować pojęcie wolności.

-Wolność polega na możliwości czynienia dobra.

Tłumaczy to np. czemu ojciec, który nie pójdzie na piwo, bo musi się opiekować synem, jest szczęśliwy. Bo mimo, że pozornie ograniczono jego wolność, to on mógł zrobić dobro swojemu synowi, którego kocha. I tłumaczy to, dlaczego alkoholik-ojciec, który nie ograniczył swojej wolności, poszedł pić a zostawił rodzinę, nie jest szczęśliwy. Bo ten pierwszy jest wolny, a ten drugi nie. Bo ten pierwszy siebie ograniczył i zyskał więcej wolności. A ten drugi pozbawił się wolności, bo nie wyrzekł się swoich możliwości dla ludzi, których kocha.

Nie będę mnożył przykładów, wiele dziwnych sytuacji w życiu to tłumaczy. Powiem tylko, że  nie lubię np. wschodnich filozofii, które głoszą obojętność wobec świata, aby pozwalać oczyszczać się kosmicznej karmie w innych ludziach. Oni medytując chcą osiągnąć wolność poprzez wyrwanie się z tego świata i są jak ci ludzie, których pozorna wolność jest ograniczana przez innych ludzi, więc chcą się od nich oddalić.

Definicja "Wolność polega na możliwości czynienia dobra" jest przeze mnie wzięta z książki Benedykta XVI o Jezusie Chrystusie. I tutaj jeszcze muszę odpowiedzieć na pytanie o kierunek wolności. W jakim kierunku ma iść człowiek, aby zyskać więcej wolności? Musi tak jak Chrystus starać się kochać wszystkich, czyli rozwijać się kochając więcej ludzi. I jak On robić coś dla tych ludzi, nawet jeśli ma oddawać swoją swobodę czy iść za nich na krzyż.



środa, 1 maja 2013

Uważaj jakie umowy podpisujesz

Niestety spamuje ostatnio po sieci, bo nie mam pracy. Co robić. Robota nędzna, ale przynajmniej coś tam czasami się zarobi. No chyba że trafisz na oszustów, którzy Ci nie zapłacą za linki. Za to teraz trafiłem na naciągaczy. Firma X z pewnego miasta, detektywi, ochrona, doradztwo czyli znamy się na wszystkim, a więc na niczym. Szumnie nazywający się "Grupą Doradczą X". Praca u nich niby ma polegać na dodawaniu linków. Początek zachęcający, bo odpowiedzieli autoresponderem i przesłali umowę.

I natychmiast włączył mi się alarm.

Dostałem 3 odpowiedzi z autorespondera i od razu umowę? Kto daje umowę na spam? Po co? Przecież zleceniodawcy to bardzo nie na rękę. Wygodniej kazać dodawać a potem się wyłgać od płacenia. Stwierdziłem więc, że chcą mnie oszukać. I wertuje.

Znalazłem odpowiedź w karach za niewywiązanie się z umowy. Grupa Doradcza z pewnego miasta każe sobie słono płacić za drobiazgi. Zobaczcie:



Widzicie to? 50 zeta za niedodanie ogłoszenia, bo np nie zdążysz. 5zeta za błąd w ogłoszeniu (literówka?). Ale śmieszne jest nr IV, bo wcześniej bardzo dokładnie określono jak przesyłać. W linijce takiej to a takiej, link taki to a taki. Wpisz w inną linijkę albo dodaj inaczej.

Oczywiście frajer, który podpisze taką umowę a nie spojrzy do załącznika, którego fragmenty są wyżej, będzie miał przesrane. Będzie musiał tyrać dla tych windykatoro-detektywów, a jak coś będzie nie tak to zabuli karę aż miło.Ciekawi mnie tylko, czy to jest po to, aby nic nie placić ludziom, czy po to, aby pracowali i za tą pracę jeszcze płacili firmie


Natomiast szczytem szczytów jest punkt nr 5




Każdy kto spamuje po forach czy po ogłoszeniach wie, że niestety linki znikają. Spam to taki chamski pojedynek adminów z nami, gdzie cześć linków znika. a Grupa Doradcza z pewnego miasta chce brać 500zł za taki link? (Oczywiście chamstwem to my się wykazujemy, nie admini). Na dziesięć moich dodanych wczoraj wpisów dla pewnego banku znikło po chwili dwa. Dla tych windykatorów musiałbym więc zapłacić karę 1000zł, bo przecież wysłałbym im to, a oni po dwóch tygodniach by sprawdzili i ... jestem w czarnej dupie.


Swoją drogą trzeba mieć tupet. Podpisali się z imienia i nazwiska i chcą mnie naciągnąć. Ja nie dodam ani nazwy firmy, ani ich danych ale przecież zszargają sobie opinię, gdy tylko tak kogoś naciągną. Czy to aby warto? Co pomyślą po latach ich dzieci, gdy taki wpis znajdą w sieci? Czy ci ludzie są aż tak głupi?

Jak szukasz spamera to do mnie napisz. Potrafię tak spamować, że nikt się nie kapnie. Tylko nie próbuj mnie naciągać umowami, albo mi nie zapłacić. Jeden już taki był i się gorzko przekonał, że nawet jak nie mam adresu, to potrafię mocno przestraszyć skarbówką, zusem i państwowymi chartami. Ale kto by tam oszusta żałował.

I na koniec taka prosta rada. Jak chcesz coś robić dla kogoś w sieci to po kolei sprawdzaj w goglach
-imie i nazwisko
-imie i nazwisko ze słowami opinie, oszust
-nazwę firmy
-nazwę firmy ze słowami opinie i oszust
-adres mailowy też wpisz w google
- i to samo z tymi słowami
- numer telefonu to samo co mail
- a jak masz zdjęcie jakieś to też sprawdź w wyszukiwarce obrazów google
- a nawet spróbuj całe ogłoszenie wkleić i zobacz co będzie
 

Ech, pracy szukam, szukam pracy. Niech mnie ktoś zatrudni do pisania artykułów.

PS ciekawe czy taka umowa z takimi karami jest zgodna z prawem.

poniedziałek, 4 marca 2013

Sempron 2300+

Dość śmieszna awaria mi się przytrafiła ostatnio. Przywiozłem z Holandii płytę ASROCK K7S41GX i procek Sempron 2300+ plus bebechy z tego kompa min twardy dysk. Na twardym miałem Linux z hasłem, więc chciałem podłączyć twardziela do mojego starszego kompa z płytą ALIVE NF4G-DVI. Jak postanowiłem tak zrobiłem i ... ciemność. Komp startował ale nie było obrazu. Rozpacz. Rozkręcałem go i składałem, wszystko na nic. Padł.

W międzyczasie więc zmontowałem tego Semprona 2300+ a że miałem stara obudowę, która nie pasowała do płyty mini, to zmontowałem bardzo prowizorycznie, czyli tak :)




Prowizorka total, ale co robić jak nie ma możliwości włożenia płyty do obudowy. Chcąc mieć choć namiastkę internetu musiałem tego Semprona uruchomić na płycie AS ROCK K7S41GX. Przy okazji okazało się, że mam kości pamięci po 1MB, co było dobrą wiadomością.

Awaria płyty ALIVE NF4G-DVI okazała się błaha. Wystarczyło zrobić reset BIOSa. Przy okazji okazało się, że nie wiem jak zrobić reset BIOS. Więc niże mały samouczek.

Jak zrobić reset BIOS - wyciągamy baterię z płyty na 1godzinę. Krótsze wyciąganie nie działa.

Hehe. Przez to że nie doczytałem dokładnie miałem jeden dzień bez lepszego komputera mniej. Idiota.

niedziela, 13 stycznia 2013

7TP, 9TP i kolejne polskie czołgi tej linii.

Na fali zainteresowania polska historią, jakie obserwuje ostatnio w sieci, dość często spotykałem się z artykułami na temat polskich czołgów 7TP. Był to dobry czołg, który niemieckim we wrześniu 1939 roku w niczym nie ustępował. Spokojnie mógł się mierzyć z PZ III i PZ IV, natomiast PZ I i II, jak to się brzydko mówi, mogły mu skoczyć ;) Mieliśmy tych czołgów mało i w dodatku były rozproszone, więc nie odegrały większej roli, ale jakoś miło pomyśleć, że  tak dobre konstrukcje powstawały w Polsce (choć dobrze wiem, że to była konstrukcja na licencji Vickersa E)

7TP (źródło Wikipedia)
7TP miał miał dwie wielkie zalety, niedostępne wtedy czołgom niemieckim. Peryskop obracany Gundlacha i silnik wysokoprężny. Gdyby ktoś nie wiedział, to taki peryskop pozwalał obserwować dowódcy teren w promieniu 360stopni, a silnik wysokoprężny był lepszy, bo zapalał się znacznie rzadziej niż w innych czołgach. Niemieckie czołgi miały silniki benzynowe, a nasz spalał olej napędowy. Armata czołgowa Boforsa wz.  37 przebijała pancerz każdego niemieckiego czołgu w kampanii wrześniowej, więc jako konstrukcja czołgi 7TP były naprawdę dobre. (było też trochę 7TP dwu-wieżowych z montowanymi karabinami maszynowi zamiast armaty).

Nasi konstruktorzy nie przestali na tym modelu. Znacznie mniej osób słyszało o czołgu 9TP, który tez walczył w kampanii wrześniowej. Był to czołg będący rozwinięciem 7TP. miał mocniejszy 40mm pancerz przedni i nowszy, lżejszy silnik. zmniejszenie ciężaru silnika pozwoliło na powiększenie pancerza. Z tego co się orientuje, to 11 tych czołgów wzięło udział w walkach. Właśnie ruszyła produkcja tego modelu i do maja 1940 roku miało powstać około 100 sztuk. 9TP miał też szersze gąsienice, co jest ważną rzeczą w czołgu, bo mniej się zapada w grunt i jedzie przez to szybciej. Znowu pochwale konstruktorów, myśleli nad tym co projektują i mieli dobre pomysły. Niestety 9TP miał zbyt mała prędkość, więc planowano zwiększyć moc silnika do 200KM. Taką wersje czasem oznaczano 11TP.


Wielbiciele Lodołamaczy Suworowa na pewno pamiętają jego zachwyty nad ruskim BT7. To był dobry czołg. Ciekawi mnie natomiast, kto z nich słyszał o naszym czołgu na zawieszeniu projektu Waltera Christi? 10TP powstał w jednym prototypie i tak jak BT7 miał zarówno koła jak i gąsienice. Potrafił pędzić 50k/h po drodze na gąsienicach, a po przerzuceniu na koła 75km/h. Panie Suworow, popraw pan swoje książki i napisz, że tylko Polacy i Rosjanie mieli takie czołgi. 10TP jednak był niezbyt udany, więc  uwagę skierowano na czołg 14TP.

10TP(Wikipedia)



Czternastka wygląda bardzo ładnie. Dodatkowe 5 ton więcej niż dziewiątka znaczyło mocniejszy pancerz, 50mmm przód, 35mm boki. Rezygnacja z kół wyszła by mu tylko na dobre. W dodatku trzy razy mocniejszy silnik niż w 9TP pozwalałby na rozwijanie prędkości 50km/h, więc zdolności manewrowe, tak ważne w wojnie, miałby wspaniałe. Przy 9TP pochwaliłem konstruktorów za gąsienice, tutaj też im bije brawo. 14TP miał mieć już armatę kalibru 47mm. A więc w dalszym ciągu bez większych problemów przebijać pancerze czołgowy, wszystkich przeciwników na polu bitwy. Mniam, prawda?

A to jeszcze nie koniec. Konstruktorzy już projektowali czołgi kolejnej generacji 20/25TP. Co prawda taka nazwa nie istniała w fazie projektu, ale możemy się nią posługiwać. Istniało kilka wersji z silnikami 400, 500 lub 600KM. Także grubość pancerza tego nowego czołgu różniła się w zależności od wersji. Najlżejsze miały mieć "tylko" 35mm, wersja najcięższa 80mm. Ten najgrubszy sprawiłby na pewno Niemcom niejedną niemiła niespodziankę w czasie bitwy.  W dodatku w czołgu 25TP planowano obok 80mm pancerza zamontować działo przeciwlotnicze 75 mm wz. 1922/1924. I teraz sobie przypomnijcie ile to razy wychwalano Niemców za zamontowanie przeciwlotniczej 88 w Tygrysach, a przecież to rok 1942, więc nasi konstruktorzy myśleli trochę wcześniej niż narodowosocjalistyczni. 25TP przypomina mi trochę T34. Podobna waga, podobny kaliber działa, nasz miał trochę słabszy silnik ale za to mocniejszy pancerz. Kto wie, czy by nie powstał w 1940 roku podobnie jak T34. Lżejszy projekt 20/25TP znowu miał mieć dwa silniki 300KM. prędkość na drodze 45km/h w terenie 25 km/h. Mniejszy pancerz to jednak była raczej wada, więc podejrzewam, że wybrano by wersje 25tonową. Z tym, że ze mnie taki ekspert od czołgów, jak z antyklerykałów historycy.

20/25TP (rysunek techniczny)



Był jeszcze projekt czołgu B.U.G.I.  Nazwa pochodziła od 4 konstruktorów pracujących nad tym czołgiem. Szkice ukończono w sierpniu 1939 roku. Waga 30-32 tony, pancerz od 40 do 100mm. Prędkość 25km/h teren, 40km/h drogi. Działo 75mm lub też haubica 100m. B.U.G.I. miał mieć nietypową wieżę o kształcie jajka, która miała w ten sposób zwiększać szansę na rykoszet pocisków.

Nie tylko średnie czołgi wtedy projektowano. Zwiadowcze tankietki TKS miał zastąpić czołg 4TP. Skoro zwiadowczy, to trudno uznać za wadę lekki pancerz czy karabiny maszynowe zamiast działa. Zresztą rozważano montowanie działa 37mm w nim, więc w razie potrzeby mógłby przebijać tez pancerz lepszych czołgów. Natomiast olbrzymią zaletą 4TP byłaby jego prędkość - 55km/h. A skoro miął być wozem rozpoznawczym, to sami rozumiecie. Jedną z wersji rozwojowych 4TP był znowu PZInż 130, który miał być czołgiem pływającym. Błotniki od środka miał wypełnione masą korkową, co poprawiało zdolności pływania. Dodatkowo zaprojektowano dla niego specjalne koła i lżejsze gąsienice. Prototyp przejęli Niemcy i słuch po nim zaginał.

nieuzbrojony 4TP(Wikipedia)
Na koniec napisze też o TKD i TKS-D, projektach dział samobieżnych. Pierwszy miał działo 47 mm, drugi 37mm. I chyba na tym zalety tej konstrukcji się kończyły. Słaby silnik, opancerzenie ze zwykłej blachy i inne wady sprawiły, że choć ukończone w 1938, nie weszły do produkcji. Cztery sztuki podobno broniły Warszawy i tam zostały zniszczone. Dwa inne walczyły w Beskidzie. Choć z drugiej strony te działa samobieżne miały pewna wielka zaletę, były bardzo niskie. TKS-D 154cm, TKD 124cm, więc może nie mam racji.

Jeśli kogoś to zainteresowało, to niech sobie poszpera w goglach. Znajdzie projekty tych czołgów i więcej szczegółów. Rysunki techniczne też są.