niedziela, 22 września 2013

Szarża ułanów na czołgi. Rosyjskich ułanów.

Chciałem opisać prawdziwą szarże dwóch dywizji kawalerii na okopane stanowiska niemieckiej Dywizji Pancernej. Jednak ten idiotyczny atak przeprowadzili Rosjanie, a nie my, natomiast jest to prawie nieznany epizod II Wojny Światowej. Historia znaleziona w książce Władymira Bieszanowa "Pogrom pancerny 1941". Mam zamiar po opisaniu wrzucić to na Wykop i rozpropagować. Z głupimi, szkalującymi mitami trzeba walczyć i je odkłamywać. Proszę więc o kopiowanie tej notki i przekazywanie jej dalej.

Wszystko to rozgrywa się jesiennego 14 października 1941 roku. Niemieckie zagony pancerne, po tym jak spadły na tyły sowieckiej armii w Kijowie zamykając największy kocioł z wojskami w historii, wznowiły natarcie na Moskwę. Operacja Tajfun była wyścigiem do sowieckiej stolicy i zakończyła się niemiecką porażką. W czasie jednak jej trwania i zanim mróz zatrzymał Niemców, poszatkowali, bo jak to inaczej nazwać całe masy wojsk. Dowódcy sowieccy zachowywali się jak idioci, rzucając do nieustannych kontrataków kolejne dywizje, licząc że w ten sposób zatrzymają natarcie. Efektów nie było, a Niemcy z sadystyczną przyjemnością wybijali kolejne fale atakujących ich czołgów, piechoty, a nawet kawalerii. W tym dniu, w innym pojedynczym natarciu, świeża 58 sowiecka Dywizja Pancerna straciła 157 ze 198 czołgów i 1731 zabitych i rannych.

Według takiego samego schematu odbyła się ta szarża kawalerii na czołgi. Niemcy przygotowywali się do kolejnego natarcia, więc okopali się na stanowiskach i czekali na dalsze rozkazy. Tymczasem po drugiej stronie frontu, geniusz Żukow szykował już im kolejna bitwę w rosyjskim stylu, czyli głupio, prostacko i bez oglądania się na straty. 16 Armia pod dowództwem Konstantego Rokossowskiego miała z rejonu na północ od Wołokomska zaatakować ugrupowanie nieprzyjaciela. Rokossowski, pensjonariusz sowieckich łagrów w latach 1937-1941, wiedział, co to znaczy nie wykonać rozkazu. Wysłał więc do opisanego wcześniej ataku 58 Pancerną, a potem...

A potem wysłał do boju przybyłe właśnie z Azji 17 i 44 Dywizję Kawalerii. Razem 6 tysięcy ludzi posłanych na śmierć, po to aby zadowolić boga wojny Żukowa i uniknąć sądu. Tak wygląda opis tej samobójczej szarży w dzienniku działań bojowych 4 Dywizji Pancernej:

Nie mogliśmy uwierzyć, że nieprzyjaciel zamierza atakować po tym szerokim polu, nadającym się chyba tylko do defilad[...] Ale oto trzy rzędy jeźdźców ruszyło na nas. Po  oświetlonej zimowym słońcem przestrzeni pędzili do ataku przytuleni do końskich szyi jeźdźcy z  lśniącymi klingami[...]Pierwsze pociski rozerwały się w gęstwie szarżujących[...] Wkrótce zawisł nad nimi straszliwy, czarny obłok. W powietrze wylatują szczątki rozerwanych ludzi i koni[...] Trudno się zorientować gdzie konie, a gdzie jeźdźcy[...] W tym piekle galopują oszalałe konie. nielicznych ocalałych jeźdźców dobił ogień artylerii i karabinów maszynowych.

Po tej jatce następuje druga odsłona koszmaru. Pewnie po to, aby Rokossowski, mógł zameldować, że rozkaz wykonano, natarcie przeprowadzono, a jemu nie zostało już więcej wojsk do kolejnych ataków.

I oto z lasu pędzi do szarży druga fala jeźdźców. Nie można sobie wyobrazić, że po śmierci pierwszych szwadronów koszmarny spektakl powtórzy się znowu. [...] Ale teren jest już przystrzelany i śmierć drugiej fali kawalerii nastąpiła jeszcze szybciej niż pierwszej.

Bieszanow skomentował to zdaniem "A nam opowiada się anegdoty o polskich ułanach, którzy w konnym szyku atakowali niemieckie czołgi.

Efekty tej szarży były straszne. 44 Dywizja Kawalerii zginęła prawie w całości. 17 DKaw straciła 3/4 stanu osobowego. 800 ludzi, którzy to przeżyli, kilka dni później  be rozkazu opuściła swoje stanowiska. Rokossowski nie miał sobie nic do zarzucenia, a Żukow komentował to dość chłodno.

Jednak przeciwuderzenia te, zwłaszcza tam, gdzie działała głownie kawaleria [nie dały rezultatów, jakich oczekiwał naczelny dowódca.] nic poważnego nie zdziałały, dysponowały zbyt małymi siłami, żeby wywrzeć wpływ na zgrupowania uderzeniowe. Jednostki uczestniczące w przeciwuderzeniach poniosły straty i w chwili potrzeby nie znalazły się tam, gdzie powinny być.

Rosja. Byli ludzie, nie ma ludzi.

Mała bibliografia. (podaje za Bieszanowem)

W. Bieszanow "Pogrom pancerny 1941", Bellona, W-wa 2009, s. 372-375.
K. Rokossowski, "Żołnierski obowiązek", Wyd MON, W-wa 1976, s 102-103.
G. Żukow "Wspomnienia i refleksje" Wyd MON, W-wa 1976, t  II, s. 33



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz